Wieczorem przyjedzie szpik z Frankfurtu. Dziś nie dostaję już chemii. Czeka mnie za to toczenie płytek, bo wyniki zaczynają lecieć. Póki co jest to moja zerówka, ale z tego co podsłyszałem dawca ma grupę ARH+ i taką właśnie grupę krwi będę miał już niedługo.
Chwilowo odłączają mnie od wszystkiego i wreszcie widzę odrobinę więcej niż cztery ściany tej klitki. W tym czasie moja sala jest gruntownie sprzątana i naświetlana. Naświetlane jest wszystko. Od grzechotek, przez pampersy, chusteczki nawilżane i kosmetyki. Wszystko musi być nowe, hermetycznie zamknięte.

Zaraz po wejściu na salę muszę się porządnie wykąpać w wodzie destylowanej i założyć wysterylizowane ubranka. Zużyte pampersy, zaraz po zważeniu, wystawiane są za drzwi i panie pielęgniarki wyrzucają je tam gdzie trzeba. W miarę możliwości mleko również będą starały się podgrzewać pielęgniarki i przynosić mi do sali. Szpital zbankrutowałby na odzieży ochronnej-to raz, a dwa - umarłbym z głodu zanim mama by się poprzebierała. Moje wysterylizowane ubranka zapakowane są w dwa worki i trzymane poza salą. W razie konieczności zmiany garderoby pielęgniarka wyciąga rzeczy z pierwszego worka i przekazuje je mamie. Na sali mama wyciąga je z drugiego woreczka i dopiero wtedy mogę je założyć. Podobnie jest z pościelą. Tak się bawmy dopóki szpik dawcy nie zacznie pracować (2-3 tygodnie). Później mogą zacząć się innego rodzaju schody, ale nie ma co się martwić na zapas.
Skupmy się na tu i teraz.
DO BOJU!!!