Czwartek. Cotygodniowa kontrola we Wrocławiu. Mama jak zawsze zestresowana przed wizytą, ale ja jadę zupełnie na pewniaka. Czuję się przecież doskonale! Płytki trochę spadły, ale to nic. Nadrobię. Hemoglobina za to urosła. Już tylko ciut ciut ciut dzieli mnie od normy. Wątroba też chyba dochodzi do siebie i odstawiamy jedno lekarstwo. Zawsze to jedno mniej. Jupii! Waga bez zmian. Przydałoby się przytyć, tylko komu się chce jeść w takie upały, no komu? W gabinecie staram się nie kaszleć i zaraz jedną nogą będę w domu. Niestety, stetoskopu nie oszukam. Zmiany osłuchowe wciąż się utrzymują. Niby płucka cały czas w porządku, ale stan ten utrzymuje się już od miesiąca. Jestem półtora miesiąca po przeszczepie i uboższy od kilku miesięcy o segment płuca. Znów zmieniamy antybiotyk, trochę modyfikujemy inhalacje i teraz już naprawdę mam czas do czwartku, żeby wydobrzeć. Jeśli za tydzień nie będziemy mieć ewidentnej poprawy, to zostaję na oddziale i diagnozujemy problem. Antybiotyki dożylne, cewnikowanie, tomografia. Żarty się skończyły. W tym momencie stres udziela się też i mnie. Że niby znowu miałbym być zamknięty w czterech ścianach? Co to, to nie! Póki co dostaję skierowanie na kolejne zdjęcie rentgenowskie. Jeśli rtg wykaże jakieś istotne nieprawidłowości nie będziemy czekać do czwartku. Tak się składa, że zdjęcia rentgenowskie robione są w klinice do godziny 11.45, a jest już prawie 13. Uff.. Upiekło mi się. Tak sobie myślę.
Nic bardziej mylnego.. Możemy wrócić do Głogowa, ale tam musimy zrobić rtg i dzwonić do kliniki, jeśli coś będzie nie tak. Pakujemy się z powrotem do samochodu, ale trudno mi się z tego powrotu cieszyć. Czuję się jakbym siedział na jakiejś powojennej minie, która w każdej chwili może zrobić wielkie BUM.
W głogowskim szpitalu okazuje się, że owszem, zdjęcie mogę sobie zrobić, ale odpłatnie. Skierowanie z Wrocławia nie jest honorowane. I nie chodzi nawet o te 40zł, ale sam fakt. Kurza twarz, toż nie przywiozłem tego skierowania z Afryki! Ten sam kraj, to samo województwo!
Całe szczęście, bez żadnego problemu, otrzymuję skierowanie od mojej pani doktor. Daję pstryczka w nos Narodowemu Funduszowi Zdrowia. Jak nie drzwiamy, to oknem! Wracamy do szpitala, chwila krzyku i po wszystkim. Jako że opis będzie dopiero w poniedziałek, a my chcemy wiedzieć na czym stoimy JUŻ, mama z samego rana znów drepta do mojej pani doktor ze zdjęciem nagranym na płytkę cd. A że pani doktor jest taka właśnie MOJA, to ratuje mi skórę słowami, że ogólnie nie powodów do niepokoju. Mam więc ostatnią szansę by odzyskać panowanie nad swoimi drogami oddechowymi. Nie zmarnuję tej szansy. Pełna mobilizacja. W najbliższy czwartek będę już zdrów jak ryba! Ba, będę jak nowy już w poniedziałek!
No,no Wiktorku pracuj nad tymi drogami oddechowymi bo widzisz,że to nie żarty.Położą Cię na oddział i będzie wszystkim nam smutno.Przecież nie z takimi problemami dawałeś sobie rade:-)Trzymam kciuki za Twoje płucka żeby się w końcu uspokoiły i życze powodzenia:-)
OdpowiedzUsuńWiktorku,dzielny jesteś więc poradzisz sobie i jak zawsze dasz nam powód do radości.
OdpowiedzUsuńDobrze,że masz taką SWOJĄ panią doktor,zawsze to człowiekowi raźniej na sercu,jak wie,ze może na kogoś liczyć:)Dla Ciebie w niedzielę tj.30.08.2015 będę hasała,(zumbowała) jak młoda sarenka :) Pozdrawiam i życzę głębokich oddechów :)
Ciocia Iza