Piątkowe wyciągnięcie browiaka obylo się bez komplikacji. Na blok operacyjny zabrali mnie przed 8,wiec nawet nie zdążyłem odczuc glodu. Trzy godziny później byłem już z mamą. Bez zbędnego balastu. Bez browiaka. Nie wiem czy to skutek znieczulenia ogolnego czy tez podanych mi później immunoglobulin, ale przez caly dzień byłem osowialy. W sobote wróciłem do żywych. Gdyby nie był to weekend, pewnie juz dawno byłbym w domu. Gdybym był w domu, pewnie wszystko byłoby w porządku. Gdyby... Gdyby babcia miala wąsy, to by dziadkiem byla..
Tymczasem jestem w klinice.. Są nadliczbowe kupy i nieprzewidziane wymioty. I chociaz swym pogodnym nastrojem próbowałem udobruchac mamę, to dziesiąta kupa wszystko zaprzepascila. Ma niedyspozycja została zgloszona "wyżej". Leżę teraz podłączony pod kroplowke nawadniająca i zaklinam rzeczywistosc. Co by sie nie dzialo, wyjdę jutro do domu.. Wyjdę jutro do domu.. Wyjdę do domu.. Wyjde do domu..i juz!
niedziela, 13 grudnia 2015
A niech to..
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz