Nudy, nudy, nudy... Znów "stoję" w miejscu. Jedyne dobre wieści są takie, że nie jest gorzej. CRP znów podskoczyło. Wyciągają mi centralne wkłucia z szyjki, żeby sprawdzić czy nie wdało się zakażenie, a nowe wkłucie umieszczają w udzie. CRP bez zmian, prokalcytonina trochę spadła, więc to nie to. Szukajcie dalej.
To że jestem twardziel już zdążyliście się przekonać. Niestety bakteria szpitalna, która się do mnie przypałętała w klinice, też nie daje za wygraną. Wciąż i wciąż przewija się we wszystkich badaniach. Trafiła kosa na kamień. Wszyscy jednak wiemy kto wygra tą walkę, więc nie wiem czemu się menda nie poddaje. Płuca też nie lepsze. Lekarze dwoją się i troją, a efekty mizerne. Wpadli więc na genialny pomysł, że może mam gruźlicę. Fakt, gruźlicy jeszcze nie miałem. Zawsze by to jakaś odmiana była. Póki co, ta moja gruźlica, to bardziej błądzenie po omacku niż diagnoza, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Będą mnie badać pod tym kątem, ale diagnozowanie może potrwać nawet do dwóch miesięcy. Czujecie to? Dwa miesiące! Jeśli mi się "poszczęści", to prątki gruźlicy wykaże mikroskop w ciągu kilkudziesięciu godzin, ale to że ich tam nie znajdą, wcale nie oznacza, że tej gruźlicy nie mam i będą konieczne szczegółowe badania. Normalnie zwariować można. Pozostaje mi znów uzbroić się w cierpliwość. Trudno jednak być opanowanym, gdy wyskakuje mi jakaś wysypka. Pierwsza myśl lekarzy? To na pewno mleko! Zmieniają więc mleko na Nutramigen. Pudło. Pielęgniarki każą przynieść inną oliwkę, wiec rodzice przynoszą. Pudło. Nawet Biseptolu (antybiotyk) dziś nie dostałem i też PUDŁO. Szukają więc dalej, czas ucieka, a mnie wciąż swędzi! Chwilami czuję się normalnie jak bohater serialu "Dr House". Kiedyś oglądałem z mamą z zaciekawieniem jak to przez 45 minut odcinka lekarze urządzają sobie burze mózgów, zmieniają co rusz diagnozę i sposoby leczenia. Jak się teraz przekonuje na własnej skórze - samo życie. Póki co moi lekarze z OITD się spisują niczym dr House. Jak dotąd wyciągnęli mnie z niezłych tarapatów, mimo że nie byłem skory do współpracy, więc głupio gdyby tak teraz spoczęli na laurach, co nie? Tylko jednego nie rozumiem. Może ktoś mi wytłumaczy. Zmniejszają mi powolutku leki nasenne, więc zaczynam się wiercić i denerwować. Gdy się złoszczę rośnie mi tętno i ciśnienie. Tylko mając jedną rurkę w nosie, drugą w buzi, trzecią w udzie, a czwartą w siusiaku trudno być ostoją spokoju. Czyż nie? A oni zdziwieni. Mówię Wam, co ja się z nimi tutaj mam. Pojęcie ludzkie przechodzi.
Wczoraj tata przywiózł mi bodziaka z napisem "JESTEM WIKTOR ZWYCIĘZCA", który dostałem w prezencie od kilku fajnych osób. Z przyczyn "logistycznych" leżę ubrany tylko w pampersiaka, ale body zawisło na honorowym miejscu na łóżeczku. A co! Niech wiedzą z kim mają do czynienia!
"Niektórzy mówią, że mam dobre podejście - być może mam. Ale myślę, że musisz je mieć. Musisz wierzyć w siebie wtedy, gdy nikt inny w ciebie nie wierzy - to czyni cię zwycięzcą już na początku"
V. Williams
Amen.
Nadzieja uczy czekać pomalutku .
OdpowiedzUsuńks. Jan Twardowski
Oprócz wiary w lepsze jutro , walka Wiktorka uczy mnie pokory w życiu ,cierpliwości,której w dzisiejszych czasach nam wszystkim tak bardzo brakuje. Pomalutku powolutku do przodu. Nawet najmniejsze światełko w tunelu oznacza,ze za chwilę wyłoni się ogromne światło reflektora nadjeżdżającego pociągu. Trzeba czekać i wierzyć .Iza
Wiktorku nie poddawaj się walcz trzymamy kciuki
OdpowiedzUsuń