15 stycznia
Czy mówiłem Wam, że babcia ma zawsze rację? Jednak nie mama, tylko babcia. Wczoraj, jej zdaniem za głeboko wsadzili mi sondę. I jak tu komuś zwrócić uwagę? Babcia powinna chyba pracować z dyplomacji. Zagadała tiru riru i co? Sonda faktycznie za głęboko, więc ją podciągnęli. Następnie babcia zauważyła, że izoluje mi się chyba ropień na rączce. Żeby nie było, że się czepia, tym razem mama udawała mądrą i zasiała ziarnko niepewności u lekarza. I co? Po kilku godzinach chirurg mnie nacinał i odsączyli 20ml ropy! Gdzie to się w tej mojej łapce zmieściło? Sam się zdziwiłem. Żebym się za bardzo nie mazgaił nad tą ręką, z samego rana humor poprawia mi dr Grubcio. Od początku go lubiłem. To on podłączał mi sztuczną nerkę, to on (w moim odczuciu) tak uparcie pomagał mi walczyć. I co słyszę od tego doktora? "Niewiarygodna historia z tym Wiktorem.. Nie widziałem go od tygodnia i po prostu szok. Rozmawiamy sobie szczerze, prawda? My sami wątpiliśmy, że damy radę mu pomóc". Cytat, niestety, nie jest dosłowny, bo po usłyszeniu "niewiarygodna historia z tym Wiktorem" już w duchu odtańcowuję radosną "cza czę" i dociera do mnie co drugie słowo. Tylko kto jak kto? Odwaliłeś Grubcio kawał dobrej roboty i sam nie wierzysz w to co widzisz? Nie bądź już taki skromniś. Mam też inny pomysł na rozwiązanie zagadki. Cud. Ale nie. Wy lekarze musicie na wszystko znaleźć naukowe wytłumaczenie. To sobie szukajcie. Nie będę się sprzeczał. Pierwsza radość mija, więc wracam do słuchania doktorka. Ha! I znów pozytyw! Moje nerki, zachowują się jakby w ogóle nie zauważyły, że przez kilka dni filtrowała mnie sztuczna nerka. No normalnie elegancja Francja! Do pełni szczęścia brakuje czegoś pozytywnego na temat płuc, ale takie dobre wieści wciąż poza moim zasięgiem. Trudno je leczyć, gdy nie wiadomo do końca co w nich siedzi, więc tomografia wiele by wyjaśniła. Ja się nie za bardzo nadaję do transportu, strach oddawać mnie w "obce ręce" i konieczne będzie podanie kontrastu,a to zaszkodzi nerkom, które w ostatnim czasie sporo przeszły.. Z drugiej strony powoli się wybudzam, więc dobrze by było zrobić teraz to TK, bo później może być problem ze spacyfikowaniem mnie. Tak źle i tak niedobrze. Jutro wszystkie mniej i bardziej mądre głowy zastanowią się co będzie dla mnie najlepsze. A co mi tam. Niech się dzieje wola nieba.
16 stycznia
Od rana burza mózgów. Zapada decyzja i jadę na tomografię. W końcu jakaś akcja. Przejażdżka karetką na sygnale trwa minutę albo nawet i pół, bo tomograf jest ulicę dalej. I o to było tyle szumu? Nawet nie dali mi się nacieszyć jazdą, a już trzeba wysiadać. Zarówno, tomograf jak i cała pracownia wyposażona oczywiście dzięki WOŚP.. Normalnie, gdzie mnie nie przewożą WSZĘDZIE widzę te przyklejone serduszka. Aż strach pomyśleć co by ze mną było, gdyby nie one..
Wracając do tematu. Tomografia rachu ciachu i po strachu. Chyba nawet kwadrans nie minął,a jestem z powrotem na OITD. Tyle hałasu o nic. Tomografii główki nie miałem, ale robili mi wcześniej USG (trzykrotnie zresztą) i ocenili, że miałem wylew I stopnia, czyli najlżejszy. Krwawienie powinno się wchłonąć samoistnie. Uff... Jestem niepokonany! Jeden problem z głowy. Dosłownie i w przenośni.
Żeby nudno jednak nie było, to na każdy zażegnany problem przypada jeden nowy. A co. Lubię wyzwania. Na środkowym płacie płuca mam trzy centymetrowy ropień. Będzie mnie konsultował profesor P., który już nie jednego dzieciaczka tu uratował i jakiś torakochirurg. To-ra-ko-chi-rurg. Kurka jasna. Trudne słowo, ale zapamiętałem w końcu. Człowiek całe życie się uczy. Może jutro, może dalej kolejne mądre głowy zadecydują czy ten ropień należy usunąć chirurgicznie, zastosować nakłucia klatki piersiowej czy zostawić go w spokoju i wystarczą mniej inwazyjne metody, by się pozbyć drania. Co by nie było, luzik i tak wyjdę na tym bez szwanku. Bez dwóch zdań. Jestem w dobrych rękach. Wierzę w to. I tak specjalnie im trochę pracę utrudniam, żeby mieć co w przyszłości wnukom opowiadać. Już to widzę oczyma wyobraźni "Hoł hoł hoł.. Jak wasz dziadek był taki malutki, to kilka razy śmierci nosa utarł.." Czego nie będę pamiętał, to sobie dopowiem.
A na razie znów pozostaje mi czekać na rozwój sytuacji. Ja się kiedyś wykończę tym czekaniem. Ciocia Iza tym cytatem trafiła w sedno:
Nadzieja uczy czekać pomalutku .
ks. Jan Twardowski
Wiesz Wiktorku, będziesz tym jednym z niewielu którym się uda to wszystko przetrwać, przeżyć ja to poprostu wiem. Tam na górze jest ktoś kto czuwa i bardzo pilnuje Ciebie-ja wiem kto to jest, ale to będzie moja tajemnica.
OdpowiedzUsuńWiktorek- jesteś wielki !!!! Ogromnie się cieszę, że jest coraz lepiej :)
OdpowiedzUsuńKochany maluszku Wiktorku ileż emocji nam dostarczasz.Jesteśmy z Tobą i Twoimi rodzicami .Wszyscy czekamy na dalsze wieści z OITD oby były jak najlepsze.Czekamy i wierzymy. IZA
OdpowiedzUsuńJakże trudno być cierpliwym, długo znosić tę obawę o każdy dzień. Życzymy Wiktorkowi i jego najbliższym wiele sił, wzajemnego wsparcia oraz radości z każdej poprawy zdrowia maluszka. Jesteśmy całym sercem z Wami.
OdpowiedzUsuń