
W ruch poszły antybiotyki i inhalacje. Niby wiedziałem, że osłuchowo nie jest tak źle, ale przyznam, że trochę strachu się najadłem. Co z tego, że zmian nie jest wiele, skoro moje wyniki po chemii poleciały tak w dół, że organizm nie ma czym się bronić. Przed oczami pojawiły się przebłyski z zeszłorocznego pobytu na intensywnej terapii.. Wielonarządowa niewydolność oddechowa.. Ropień płuca.. Itd.. Człowiek próbuje wymazać, to wszystko z pamięci, ale w chwilach zagrożenia, te myśli wracają jak bumerang.. Byleby tylko drugi raz tego nie przeżyć.. Byleby tylko nie dopuścić do tego co było.. I chociaż miałem się nie najgorzej, to częściej niż zwykle sprawdzali mi saturację, a planowaną na niedzielę punkcję lędźwiową odwołano. Słoneczko uśmiechało się do mnie na pocieszenie, jednak przy pneumonii o spacerze mogłem zapomnieć. Normalnie święta na wypasie.
Dzisiaj już zdecydowanie lepiej, inhalacje odstawione, a punkcja lędźwiowa za mną. Antybiotykoterapię trzeba jednak dokończyć, a mnie doleczyć, więc zaś jestem uziemiony.
Kocham cię życie.