9 stycznia
W nocy znów było mi źle, więc zwiększyli mi dawkę Tramalu. Rano nie wiem co się dzieje. Ponieważ dalej lecą mi w górę próby wątrobowe (norma 40 a ja mam 1000) robią mi kontrolne usg brzuszka.
Uff.. Nie jest źle. Wątroba powiększona, ale pan doktor "widywał gorsze".
Wracam do swojej sali. Babcia załatwiła "spod lady" lekarstwo przeciwgrzybiczne do jamy ustnej.
Są jeszcze dobrzy ludzie.. Wprawdzie "nasze" sprowadzamy już z Niemiec, ale minie kilka dni zanim dojdzie,a mnie boli TERAZ, JUŻ.
Babcia czyści mi buzię i od razu mi lepiej! Otwieram na chwilę jedno oko i zaraz zamykam. Naćpali mnie tak, że nawet dr House czułby się zawstydzony.
Widzę jak przez mgłę. Skądś znam ten zapach? Czy to możliwe, żeby trzymał mnie tata? Przez szybę drzwi zagląda jakaś dziewczynka w maseczce chirurgicznej. Czy ja śnię? Nie, to nie jest sen! To tata! I moja siostrzyczka!
Haniu dlaczego płaczesz? Słyszę czyjąś rozmowę. Mama, tata i Hania mieli dziś pobieraną krew by sprawdzić naszą "zgodność". Wyniki za 2 tygodnie. To dlatego Hania płakała! Siostrzyczko..
Przepraszam.. To moja wina.. Ja nie chcę żebyś i Ty przeze mnie cierpiała.. Nie dość, że prawie nie widujesz mamy, to jeszcze Cię kują. Płaczę by zaprotestować, ale nikt nie rozumie. "Po ptokach."
Ponieważ jestem "trzaśnięty", pani doktor postanawia zmienić mi lek przeciwbólowy. Teraz to ja jestem ćpun pełną gębą - lecę na morfinie.
Mama idzie spędzić trochę czasu z Hanią, a zmianę przejmuję tata. Tato. Jak dobrze, że przyjechałeś. Tęskniłem za Twoimi silnymi ramionami.
Żeby nie było nam za dobrze każą lecieć tacie do krwiodawstwa przynieść mi krew. Znów będę się "toczył".
Sytuacja wygląda na opanowaną, więc zostaję już tylko z babcią na posterunku. Hania też potrzebują spędzić chociaż jedną noc z rodzicami. Gdyby coś się działo babcia ma dzwonić.
I dzieje się. Śpię sobie spokojnie, ale przychodzą lekarki i każą mnie na siłę karmić, chociażby łyżeczką. Drę się ostatkiem sił. Wkładają mi rurkę (nie powiem gdzie) i niby ma mi to pomóc!
Anioła wyprowadziłyby z równowagi! Podirytowany zostaję już przez całą noc. Babcia jednak to twardy zawodnik. Opiekuje się mną niczym lwica i postanawia nie niepokoić rodziców.
10 stycznia
Tata przyjeżdża skoro świt. Zastępuje wyczerpaną babcię. Gdzieś tam daleko, u cioci, mama i Hania cieszą się jeszcze ostatnimi godzinami razem.
Dlaczego nie może być jak wcześniej? Dlaczego nie możemy być wszyscy razem? Mama to cienki Bolek, ale Ty tato jesteś przecież silny jak Pudzian! Zabierz mnie stąd!
Proszę! Mi wcale tu nie jest lżej niż w domu.. Wręcz przeciwnie. Ja tak cierpię!
Nikt mnie nie słucha. Zostaję w klinice z mamą, a tata i Hania wracają do domu. Babcia też postanawia przedłużyć swój pobyt tutaj.
Jej pomoc jest nieoceniona. Wiem, że mama poszłaby za mną w ogień, ale w obecnej sytuacji my dwoje.. sami.. Nie widzę tego.. Mamy chyba też potrzebują czasem chwilę się przespać?
A z moimi pobudkami co 15-30 minut.. Poza tym wczoraj przerwali mi cykl chemioterapii. Mama wie, że to dla mojego dobra, jednak pamięta słowa lekarki sprzed kilku dni, że nie chcieliby tego robić, bo białaczkę niemowlęcą bardzo trudno się leczy.
Bezsilność ma wypisaną na twarzy. Mamo, nie panikuj! To świetna klinika! Chyba wiedzą co robią, prawda?
Z czasem już trochę się uspokajam. TROCHĘ. Gdy tylko nasiusiam wszystko mnie piecze, więc płaczę. Jestem nadwrażliwy na dotyk. O dziwo, szybko kumają w czym rzecz, więc co siusiu mam zmienianą pieluchę.
W takim tempie paczka pieluch będzie nam szła w 3 dni. Kurczę, jak rodzicom poleci po kieszeni, to nie kupią mi kiedyś quada na komunię jak sobie wymarzyłem. Co zrobić.
Może będę roznosił ulotki? Eh.. Rozmarzyłem się.. Nie wiem co będzie jutro, a co dopiero za 8 lat..
Przychodzi jakaś nowa pielęgniarka. Pyta czy zrobiłem się niespokojny. Heh, ona jeszcze nie wie, że ja tak już od kilku dni i że w porównaniu do ubiegłej nocy, to jest git.
Dostaję BONUSA w postaci dodatkowej dawki morfiny.
Zasypiam. Przynajmniej wszyscy tak myślą, bo uśpiłem ich czujność.
20 minut później: PRIMA APRILIS! Zapowiada się kolejna długa noc..
PS. Ciociu Madziu.. Wiem, że mnie czytasz i wiem też, że poruszasz niebo i ziemię by mi pomóc.
Przykro mi, że chcąc dobrze dla wszystkich zostałaś postawiona w żenującej sytuacji. Ty wiesz..
Jak dorosnę wszystko Ci wynagrodzę, obiecuję! Przebiegniemy razem jeszcze nie jeden maraton!
Trzymamy kciuki, oddajemy, krew i modlimy się...
OdpowiedzUsuńJesteśmy z Tobą Wiktorku!
OdpowiedzUsuń