Cóż za poranek. Dobrze, że budzę się skoro świt i nie trzeba było mnie wyrywać z objęć Morfeusza. Nie ma jeszcze siódmej, gdy przychodzi pani profesor K. z informacją, że wracamy na zwykły oddział. Ja? VIP? Na zwykły oddział.. No cóż, wolę być w formie i na zwykłym oddziale niż płakać wniebogłosy na OWN-ie. Szkoda mi tylko, bo do luksusów szybko się człowiek przyzwyczaja. Jako, że w czepku urodzony jestem dostaje jedyną pojedynczą salę. Całkiem ładnie tutaj. Mniej "szpitalnie", ale i mniej sterylnie. Za to kolorowo i kubusiowo puchatkowo. Chyba mi się tu spodoba. Na hałas też nie narzekam, więc jedyny minus pobytu tutaj, to gorsza dostępność pielęgniarek. Z drugiej strony jak zapłaczę nie będzie zaraz nikt ćpał mnie Tramalem, bo najzwyczajniej w świecie mnie nie usłyszą. Niemowlaki mają przecież to do siebie, że czasem płaczą, co nie? Może najzwyczajniej ząbkuję? Albo próbuję wymusić noszenie na rączkach? Zdaję się na mamę, że wyczyta mi w myślach, kiedy mnie coś boli i wezwie posiłki.
Koleżanka, dla której zwolniłem salę niestety wylądowała jednak na OITD. Trzymam kciuki za jej szybki powrót! Moje przenosiny na oddział okazały się zupełnie zbędne, ale rozumiem sytuację. Tutaj ciężko cokolwiek zaplanować. "Ciesz się chwilą" nabiera dosłownego znaczenia.
Poranna dawka ARA-C (chemii) zwala mnie z nóg i zasypiam. Muszę szybko brać się w garść,bo inaczej nie puszczą mnie na spacer. To jedna z niewielu przyjemności, na które mogę sobie tutaj pozwolić. Mimo zapowiadanego deszczu słonko uśmiecha się do mnie radośnie i dostaje zgodę na "wychodne". Kolejny dzień wszystko układa się ładnie i pięknie.
Do czasu..
Jak jest dobrze, to jest dobrze, ale jak jest za dobrze, to już dobrze nie jest. W myśl tej "zasady" jak już wszystko zaczyna się układać, to coś musi się popsuć. Tym razem "psuje się" mama. Opryszczka plus zapalenie gardła. Pomimo maseczki na twarzy stanowi dla mnie spore zagrożenie. Ręce opadają aż po same pięty.. Tak już nam tak dobrze razem było! Ja już poświecę te parę lat z życiorysu na leczenie, ale dlaczego to nie może być prostsze? No dobra. Nie przystoi mi narzekać. Takie problemy, to nie problemy. Przekonałem się na własnej skórze. Jak zwykle z opresji ratuje niezawodna babcia. W najbliższych dniach to ona przejmuje stery.
Bóg nie mógł być wszędzie, więc stworzył babcię. Nie wiem jak to było, gdy powstało moje życie, ale najwidoczniej zamiast stać w kolejce po zdrowie, ja stałem w kolejce po fantastyczną rodzinę!
Wiktorku, jestes cudowny. Zdrowiej nam i Twoja mama niech tez zdrowieje szybciutko.
OdpowiedzUsuńWiktorku Ty jesteś fantastyczny i Twoja rodzina jest fanyastyczna. Mama wyzdrowieje i z nowymi siłami wróci do Ciebie trzymajcie się mocno:-)
OdpowiedzUsuńNajbardziej wzruszajacy post z bloga. Cudowna mama, zasyłam wyrazy ogromnego wsparcia.
OdpowiedzUsuń