9 marca
Słowo się rzekło. Wracam na hematologię. Radość. Ulga. Niepokój. Strach. Wszystko jednocześnie. Na pocieszenie mówią, że w tym tygodniu chemioterapii nie będę miał. Muszę mieć elegancką morfologię na piątek, bo planują zrobić przeszczep skóry i "zamknąć"chorą rączkę. Jeśli dostałbym chemię wszystko poleci "na pysk" i rączka nie będzie się goiła. Tak więc czekam jak na skazanie. Koło 16tej dostanę wypis i przyjedzie po mnie karetka. Mama leci na Bujwida zanieść część moich rzeczy i dowiedzieć się, do której sali wracam. Uff.. Wracam na Oddział Wzmożonego Nadzoru. Chociaż to. Adaś dotrzymał słowa i "trzymał" dla nas miejscówkę. Sam wychodzi dziś do domu na przepustkę. Ja też chcę!
Dr Grubcio przychodzi się ze mną pożegnać. "Wujek, jedź ze mną! Przy Tobie będę się czuł bezpiecznie"! "Wujek" zostaje jednak na OITD. Wiem, wiem. Inne dzieci też go potrzebują. Smutno mi jednak i trochę się boję. Nie czuję się wciąż najlepiej. Radzę sobie oddechowo, ale moje cierpienie jest nie do opisania. Śpię i płaczę, płaczę i śpię. Nie ma nic pomiędzy. Może poza próbami karmienia, na które też reaguję płaczem. Nie chcę ciągnąć butelki i kropka. Dostaję więc trochę jedzonka strzykawką, a trochę dożylnie.
Wracamy na hematologię.
Co fajniejsze pielęgniarki przychodzą mnie powitać. Miło. Chciałbym się nawet do nich uśmiechnąć, ale czuję się fatalnie i wybucham płaczem. Uciekają czym prędzej. Mamo, przed nami pierwsza wspólna noc od ponad miesiąca! Hurraa. Ale mama, zamiast się cieszyć tym, że śpię, to sprawdza co chwilę czy oddycham, mierzy tętno i saturację. Zwariować można z tą wariatką. W końcu namawia panią doktor żeby mnie podpięła pod monitor kardiologiczny. Nie ma teoretycznie takiej potrzeby, ale robią to dla jej świętego spokoju. I co? Lepiej będzie Ci się spało mamo, gdy tak pipczy? Chyba lepiej, bo noc nam przebiega spokojnie.
10 marca
Dzień zaczyna się dobrze, bo rano zagląda do mnie dr Dobek, a dr Dobek fajny jest. Powtarza słowa dr Grubcia, że jesteśmy tu na przeczekaniu, a właściwe leczenie się zacznie dopiero jak zrobią porządek z rączką. Póki co mam leżeć i pachnieć. Niemalże wczasy pod gruszą. Zastanawiają się jednak dość mocno nad podaniem jakiejś delikatnej chemii. Przerwa w leczeniu białaczki trwa już zbyt długo,a nie wiadomo ile jeszcze będzie musaiała potrwać zanim rączka się zagoi..
Spadówka ode mnie! Po ostatniej "delikatnej chemii" połowa włosów mi wypadła! O rzęsach nie wspominając. A później się dziwią, że ja płaczę..
Następnie przychodzi do mnie pani rehabilitantka. Ćwiczy i masuje całe moje ciałko, mimo że ewidentnie mi to nie w kolorki. O nie! Gdzie te wczasy pod grusza? Myślałem, że chociaż na Bujwida dadzą mi już spokój. Ćwiczenia właściwe pojawią się dopiero, gdy trochę dojdę do siebie. Czyli jak nabiorę trochę więcej siły, to będą mnie męczyć jeszcze bardziej? Dziękuję, ja wysiadam. Normalnie, mówię wam, strach zdrowieć!
Ku pokrzepieniu serc dr Dobek wyraża zgodę na spacer. Taki najprawdziwszy na świeżym powietrzu! Spacer w taką pogodę? Coś CU-DOW-NE-GO! Nawet gdy się budzę, to nie pamiętam o cierpieniu i na dworze nawet nie miauknę. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Po godzince wracam do swojej "złotej", OWueNowskiej klatki. Próbuję protestować płaczem, ale wciąż nie mam siły przebicia. Umęczony padam jak kawka. Śpię jak aniołek niemal resztę dnia. Po przebudzeniu znów próba karmienia. Uparli się z tym jedzeniem. I z kupą. Pielęgniarka robi mi wlewkę. Mamo, widzisz to i nie grzmisz? Tak mi się odwdzięczasz za to, że byłem grzeczny? Już ja Ci pokażę w nocy co potrafię! Wlewka zakończona powodzeniem. Nie powiem, już mi lżej. Wybaczam Ci mamo. I pani pielęgniarce też.
Zagląda do mnie Dobek. Płucka osłuchowo eleganckie. Chemię jutro jednak dostanę. Szlag by to trafił. Chciałbym zaprotestować, ale moje powieki robią się coraz cięższe..
i cięższe..
i cięższe..
Wiktorku, baaardzo się cieszę, że dzisiaj mogłeś skorzystać z pięknej pogody i nareszcie pójśc na długo wyczekiwany spacer z rodzicami:) I zobaczysz, że takich pięknych i słonecznych dni będzie coraz więcej !!! dlatego musisz szybciutko, wręcz migusiem zdrowieć :)
OdpowiedzUsuńDzielny chłopak,mama jest pewnie dumna że,ma takiego zucha.Życze Wam dużo siły i cierpliwości oraz szczęcia na tej krętej drodze:-)
OdpowiedzUsuńWiktorku super ze u ciebie coraz lepiej:)wracaj do zdrowia szybciutko
OdpowiedzUsuńBrawo "Mały Rycerzu" !!!!!.... to już nie kroczek ale krok oczywiście w dobrą stronę... oczywiście z niecierpliwością czekam na następne... Życzę zdrowia i dużo szczęścia (w dalszym ciągu), pozdrowienia dla rodziców.....
OdpowiedzUsuńWiktorku zycze ci duzo zdrowke i nie dawaj sie walcz
OdpowiedzUsuńZdrowiej maluszku i wracajcie do nas. My placowe ciocie zajmiemy się Tobą
OdpowiedzUsuńTylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia.
OdpowiedzUsuńAlbert Einstein
Mądra, dobra, czujna mama to Twój skarb Wiktorku i wielkie szczęście ,nie możesz jej zawieść musisz wyzdrowieć,by móc się nacieszyć wspólnym życiem .
Ciocia Iza