Czuję wiosenny przypływ energii. Od rana humor mi dopisuje jak nigdy dotąd. Nie jem od kilku godzin, więc wszyscy spodziewali się płaczu nie z tej ziemi. Ale ja lubię zaskakiwać. Cieszę się w głos i gaworzę. Ostatni raz tak fantastycznie czułem się chyba w listopadzie. Mój uśmiech powoduje uśmiech u każdej osoby, która przekracza próg mojej sali. Taka reakcja łańcuchowa. Skoro mój uśmiech daje tyle radości innym, muszę to robić zdecydowanie częściej! Szkoda, że lekarze z intensywnej mnie nie widzą. Myślę, że mój uśmiech byłby najlepszą możliwą formą podziękowania.
O 9 punkcja szpiku. Dostaję Dormicum, żeby mnie nie bolało i kolejne dwie godziny muszę obyć się bez jedzenia. Zdziwienie wszystkich, że mimo to dobry nastrój mnie nie opuszcza - bezcenne.
Zachowanie anioła nie może obyć się bez nagrody za dobre sprawowanie. W południe ruszam więc na dwugodzinny spacer. Nigdzie tak dobrze mi się nie śpi jak na dworze. Słonko świeci, wózek mnie kołysze. Żyć nie umierać! Wracam do kliniki wrzucić coś na ruszt i wziąć lekarstwa. Wraz z ostatnią kropelką przeciwbólowego Tramalu jestem znów wolny. Żal tak pięknego dnia i cudownego nastroju, więc ruszamy znów na spacer. Muszę korzystać pókim mogę! Nie mogę się doczekać, kiedy takie radosne dni będą w końcu normą!
19 marca
Czuję po kościach, że coś się święci. Jeszcze nie dostałem chemii, a już nic mi nie pasuje. Lekarze chcieli zejść z Tramalu, ale najwidoczniej nie był to najlepszy pomysł. Obyło się bez nocnej dawki, ale teraz już czuję się fatalnie. Nie mogę przestać płakać. Ludzie, litości! Toż to niehumanitarne! Ulżyjcie mi w końcu..
Moje modlitwy zostają wysłuchane. Po Tramalu odżywam na nowo, mimo podłączonej chemii. Na początek Cyklofosfamid. Hematolodzy zmodyfikowali plan leczenia i teraz idę wg innego protokołu.
Oby był równie skuteczny, a mniej wyniszczający dla mojego organizmu. Oprócz cytostatyków dożylnych codziennie będę dostawał chemię w postaci tabletki Mercaptopurin. Mama ma ją mi rozkruszać w rękawiczkach i maseczce, żeby nie wdychać niebezpiecznych substancji,a ja będę musiał to jeść! Już się boję.
Tymczasem przychodzi pani rehabilitantka. Cieszę się podczas ćwiczeń jak nigdy. Zauważyłem, że codzienne ćwiczenia przynoszą powoli efekty. Wiecie jaka to frajda? Na razie rehabilitacja jest dość oszczędzająca. Trzeba mi rozruszać mięśnie, jednak na rehabilitację metodą Vojty jestem za słaby. Przy ćwiczeniu główki zaczynam się irytować. Rozżalam się na dobre. Mijają minuty, godziny, a ja wciąż płaczę. Dostaję Tramal i jak ręką odjął. Śmiechy, chichy do wieczora i następuje powtórka z rozrywki. Jak żyć, panie premierze, jak żyć? Tym razem nie czekają z Tramalem aż się rozżalę na dobre. Chyba zaczynamy się w końcu rozumieć.
...
Mam do Was wielką prośbę. Prośbę o modlitwę w intencji małej Igi -mojej koleżanki. Ona teraz bardziej tego potrzebuje niż ja. Jedyną szansą na jej wyzdrowienie jest przeszczep szpiku. W jej przypadku ryzyko jest przeogromne, niestety z niewielką szansą powodzenia. Może dlatego lekarze zamiast ryzykować mówili o opiece paliatywnej. Całe szczęście Iga ma bardzo mądrych i kochanych rodziców. Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu czeka ją przeszczep.
Iga, wierzę w Ciebie! Utrzyj nosa niedowiarkom!
Wiktorku jak miło,że doposuje Ci humorek:-)Serce się raduje,że jesteś taki dzielny.Będziemy pamiętać o modlitwie za Ige.Trzymaj się chłopaku;-)
OdpowiedzUsuńDużo,dużo siły dla Ciebie i Twojej mamy życzę:-)
OdpowiedzUsuńKolejne wyzwanie przed Wami,dużo siły Wam życzę i wytrwałości.Będę pamiętała o Idze.
OdpowiedzUsuńWiktorku dzielmy i waleczny chłopczyku wierzę w Twoją siłę i wierzę w mądrych lekarzy ,każdego dnia myślę o Tobie i o ludziach ,którzy modlą się za Ciebie,musisz wiedzieć ,że jesteśmy z Tobą.Czekam z niecierpliwością na dalsze wieści od Ciebie i Twojej mamy.
Ciocia Iza