Jestem nadal w domu, ale zamiast się wyluzować, wciąż czuję jakiś wewnętrzny niepokój. Nie wiem czy to przez nieustępujący od kilkunastu dni kaszel. (W poniedziałek miałem z tego powodu kolejne zdjęcie rentgenowskie i dostałem kolejny antybiotyk. Efektu na razie nie widać..) A może z powodu słabego apetytu? (Nie akceptuję nic poza niewielkimi ilościami mleka i schudłem już pół kilograma.) Czy też w związku ze stanami podgorączkowymi, utrzymującymi się niemal przez całą dobę. Irytuje mnie też schodząca tu i ówdzie skóra. To akurat "normalne" po chemii, którą dostałem przed przeszczepem. Strach pomyśleć co oni we mnie ładowali, skoro miesiąc "po" wciąż mi to wychodzi bokiem. Czytanie ulotek leków, które przyjmuję w domu, też przyprawia o palpitację serca. Nie wspominając o tym, że tu niby normalnie funkcjonuję, a co raz powracają myśli o Angelice..
Jutro kolejna wizyta kontrolna we Wrocławiu. Boję się, że z powodu kaszlu i temperatury biletu powrotnego nie otrzymam. Z drugiej strony - może to i dobrze? Z trzeciej strony - jeśli nic nowego nie wymyślą, to po co się kisić w szpitalu, siedlisku zarazków?
W poniedziałek przed "ciupą" uratowała mnie niemal wzorowa morfologia. Hemoglobina podskoczyła w górą SAMA i naprodukowałem 130 tysięcy płytek - też SAM! Siły też mam jakby więcej, a od wtorku czas umila mi moja niezastąpiona siostrzyczka. No i przede wszystkim jestem w d o m u . Bez wątpienia są powody do mruczenia.
Więc dlaczego nie potrafię się tym tak po prostu cieszyć?
Wiltorku tyle przeszedłeś miałeś wiele rozczarowań nie dziwne,że masz wewnętrzny niepokój i boisz się cieszyć.Serdecznie pozdrawiam i trzymam kciuki za zwycięstwo:-)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze:) Jest dobrze:)
OdpowiedzUsuńDzielny chłopak:) Trzymaj tak nadal :) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńIza