Wiecznie nie może być miło i przyjemnie. Ledwie wczoraj rano mama zgłasza większe zapotrzebowanie na mleko, a wieczorem już zaczynam tracić apetyt. Środowy poranek zaczynam więc od grymaszenia. Niby brzuszek prawie pusty, a mleko coś nie wchodzi.
Gdy już nadchodzi czas przeszczepu jestem dość mocno podirytowany całą sytuacją. Godzina 12 - czas start. Szpiku jest niedużo, bo i ja do wielkich nie należę. Około 90ml. Szpik podawany jest na zasadzie kroplówki. Tak samo jak toczy się krew i tym podobne. Żadna nowość. Konsystencją przypomina płytki krwi, tylko jest czerwonawy. (Dla osób, które nie miały do czynienia z preparatami krwiopochodnymi - coś jak rozrzedzony, tani keczup:) ) Sam przeszczep przebiega bez komplikacji, ale od rana czuję się fatalnie. Wyczuwam też niepokój mamy. Mam dość zgrywania twardziela i daję upust swoim emocjom. W nosie mam opinie, że chłopaki nie płaczą. Ukojenie znajduję na rączkach i w końcu umęczony zasypiam. Pani doktor cały czas obserwuje mnie przez szybkę. Po 40 minutach już jest po wszystkim. Przeszczep. Wielka mi rzecz. Nie takie rzeczy się robiło.
Budzę się, ale dalej mi źle. Kategorycznie odmawiam jedzenia. W końcu udaje mi się wystękać Tramal. Zaczynają w sumie z grubej rury, ale chcą dać coś, co działa tylko przeciwbólowo, żeby wiedzieć czy nie zagorączkuję. Przez kilkanaście minut mam pełen odlot. Jestem tak spacyfikowany, że nie wiem co się dzieje. Niestety złe samopoczucie powraca. Zaczynam wymiotować. Turbochemia daje o sobie znać. Nie jest to przyjemne, ale nareszcie czuję ulgę. Spektakl powtarzam jeszcze dwukrotnie i od razu lepiej. Zaczynam więc powoli jeść. Jakby mi mało było wrażeń drugi ząb próbuje się przebić. To się nazywa wyczucie chwili. Padam na pysk.
Po południu już mi lepiej i funduję tacie uśmiech z kategorii tych najsłodszych. Dzisiaj, w drodze wyjątku, obydwoje rodzice mogą być ze mną na sali. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko Hani. Nadrobimy jak wrócę do domku.
Wieczorem toczenie krwi. Tak na dokładkę. Tramal zaczyna puszczać, więc bolesności z powrotem dają się we znaki. Dostaję drugą dawkę i wracam w objęcia Morfeusza.
Po godzinie budzi mnie ból nie z tej ziemi.. Zwijam się i skręcam... Ludzie... Pomóżcie mi... Proszę.. Temperatura 38 stopni. Od razu przychodzi pielęgniarka pobrać krew na posiew.. Trochę się musi nagimnastykować, bo kręcę się po całym łóżeczku. Szczerze? Gówno mnie to obchodzi. Niech mi da coś przeciwbólowego.. Niech przestanie mnie boleć!!! JUŻ! Dostaję paracetamol.. Przychodzi lekarz.. BOOLII... Tak bardzo boli...
Nie wiem co ze sobą zrobić.
Znów wymiotuję..
O.
Już mi lepiej..
Uff.. Niby 40 minut, a mam wrażenie, że każda sekunda trwała wieczność.
Tak, to będą ciężkie dni..
Niby wiem.. Niby od początku wszyscy mówili, że najgorsze chwile to te po przeszczepie.. Żeby się nastawić psychicznie, że może być ciężko.. Jednak człowiek nie jest w stanie się przygotować na taki ból.. Ale przetrwam to. A w przyszłości wymarzę wszystkie te chwile z pamięci.
Cel: WYZDROWIEĆ. Skoro wybrałem drogę na sam szczyt, to musi być trochę pod górkę..
Wiktorku.... trzymaj się (dużo szczęścia życzę) a Twój cel jest coraz bliżej.... Trzymam za ciebie kciuki !!!!!!!
OdpowiedzUsuńTak Kochanie to będą ciężkie dni.Chcę żebyście wiedzieli,że jesteśmy z Wami cała moja rodzina modli się za Was i trzymamy kciuki.....dzielny ,kochany już jesteś blisko celu!!
OdpowiedzUsuńIza z rodziną
Wiktor, choć Cię nie znamy - jesteśmy z Tobą!!!!!!! Dasz radę!!!!
OdpowiedzUsuńWiktorku żal mi Cię,że taj cierpisz:-(Ale zbliża Cię to do zwycięztwa.Życzę duż siły,cierpliwości i zdrówka.Trzymam kciuki za powodzenie!!!
OdpowiedzUsuńZdrówka Mały Dzielny Bohaterze! Dasz radę <33
OdpowiedzUsuńPowodzenia. Dużo sił
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne informacje.
Dużo sił na kolejne dni! Tak mocno wierzę że się uda!
OdpowiedzUsuńzdrówka życzę ♥wierze ze będzie wszystko dobrze kochaniutki Wiktorku♥!!! Paulina z Tymusiem
OdpowiedzUsuńWiktorku duuuuużooooooooo sił Ci życzę, pamiętaj jesteś ZWYCIĘZCĄ :)) trzymam kciuki za Was !!!
OdpowiedzUsuń