środa, 28 października 2015

Nuda jest fajna

Nie odzywam się już tak często, ale co poradzić, że trochę wieje nudą. Morfologia się utrzymuje na przyzwoitym poziomie, nic złego się nie dzieje (tfu, tfu nie zapeszając!) i raz w tygodniu jeżdżę na kontrolę do Wrocławia. I chociaż zawsze mamy ze sobą spakowaną walizkę w razie czego, to stres przed każdą kolejną wizytą już trochę mniejszy. Forma się stabilizuje, dzięki czemu już się nie cofam, a rehabilitacje zaczynają przynosić widoczne efekty. I prawie siedzę! Wiem "prawie robi różnicę". Jestem już jednak coraz dalej od "prawie" , a coraz bliżej do "siedzę".  A włosy? Rosną mi teraz na potęgę. Meszek mam wszędzie. Na głowie, czole, uszach.. Nie wspominając o krzaczastych brwiach. Ot, taki skutek uboczny przyjmowania cyklosporyny. Poza tym jestem już klocek i ważę około 9 kilogramów. Nikt mi nie podskoczy.
Nuda jest najfajniejsza. Zdecydowanie. Już dość dramatycznych zwrotów akcji w moim życiu.  Mam zamiar być teraz coraz zdrowszy, a przez to tak obrzydliwie nudny, że wkrótce stracę wszystkich czytelników. Biorę to klatę. Mówię to ja -Wasz Wiktor Zwycięzca!

niedziela, 18 października 2015

1 %


Ząbkuję. Boli jak diabli. Spać nie mogę po nocach. Ale żeby człowiek miał tylko takie problemy to będzie git. Wcinam za dwóch i robię się na pulpeta. Wyniki w porządeczku. Do pełni szczęścia brakuje odstawienia cyklosporyny (lek immunosupresyjny przyjmowany po przeszczepie) i wyciągnięcia browiaka. Małymi kroczkami dojdziemy i do tego.


W zeszłym tygodniu na konto fundacji wpłynęły pieniążki z 1 % (tak, one nie wpływają od razu po rozliczeniu, tylko dopiero w październiku..) Nie znam się za bardzo na cyferkach, ale widziałem, ze uzbiera kwota wbiła rodziców w kanapę. Mogę się teraz rehabilitować i rehabilitować. Jesteście wielcy! DZIĘKUJĘ!

sobota, 10 października 2015

Dobra passa

Przez ostatni tydzień dałem się trochę we znaki rodzicom. Na codzień grzeczne i pogodne ze mnie dziecko. Jednak gdy tylko zaczyna się coś dziać niepokojącego wyrastają mi małe różki. Ciągłe marudzenie, płaczliwość i ospałość są u mnie zawsze oznaką CZEGOŚ. Nie gorączkowałem, apetyt dopisywał, a jednak gdzieś tam mama się już o mnie martwiła. (To widać po oczach, wiecie?) Próbowałem jej jakoś wytłumaczyć, że to nie jest tak. Żeby nie panikowała. Że to nie musi być zaraz spadek hemoglobiny czy infekcja. Na próżno. Jechała na wizytę kontrolną jak na skazanie.
Pierwsza dobra wiadomość pojawiła się już na "dzień dobry". W grudniu, w dniu przyjęcia do kliniki ważyłem 7,7 kg. I po 10 miesiącach leczenia nareszcie przekroczyłem wagę 8 kilogramów. 400 gram a jaka radość! Nie ukrywam, że to takie małe "oszukaństwo", bo mój apetyt jest wspomagany farmakologicznie. Jestem jednak przekonany, że z czasem żołądeczek mi się powiększy, odstawimy lekarstwa, a apetyt pozostanie bez zmian. Czas mijał a uśmiech mojej mamy był coraz szerszy. Morfologia przyzwoita, więc strach nr 1 (niska hemoglobina) poszedł w zapomnienie. Kolejna dobra wiadomość (jak dla kogo?!) pojawiła się wraz ze szpatułką w mojej buzi. Sponsorem mego złego samopoczucia bez wątpienia są "czwórki" w natarciu. Z mamy ewidentnie uleciało powietrze. To tylko zęby. "Tylko" , a ja znów cierpię!
Gdy zakończyliśmy część miłą i przyjemną , mama przeszła do mniej wygodnych pytań. Przebywając ostatnio w klinice pani doktor mówiła, że raz w miesiącu będę musiał być wypłukiwany z żelaza. Kuracja trwa kilka dni, wymaga położenia się na oddziale i teoretycznie na przyszły tydzień przypadała mi w zaszczycie kolejna. Całe szczęście mój poziom ferytyny ( 1000 - dla wtajemniczonych;)) nie jest jeszcze najgorszy i spokojnie możemy skontrolować się za 2 tygodnie. Sześć dni w domu, jednodniowa kontrola we Wrocławiu, powrót do domu. W takich warunkach to ja się mogę leczyć. Uff.. Punktem drugim na liście spraw niewygodnych było szczepienie mojej siostry. Jest jedna szczepionka przeciwko polio, po której przez dłuższy czas nie mogę mieć kontaktu z osobą zaszczepioną. Pech chciał, że zgodnie z kalendarzem szczepień, tą właśnie szczepionkę powinna dostać w przyszłym tygodniu Hania. Masz babo placek.
Całe szczęście istnieje bezpieczny dla mnie zamiennik. Dostaliśmy więc stosowne zaświadczenie do przedłożenia w przychodni i nie będziemy musieli się się z siostrą rozstawać. Nasza rozłąka trwała już wystarczająco długo. Hania ucierpi jednak na tym fizycznie, gdyż standardowo szczepionka podawana jest doustnie (OPV), a jej w udziale przypadnie zastrzyk (IPV). Ale w końcu czego się nie robi..?
Jechaliśmy do Wrocławia pełni obaw, wracaliśmy z podniesioną głową. Całą wizyta na plus*. Dobra passa trwa i niech tak już zostanie.



*Nieustępujące furczenia się nie liczą, skoro gdy odkaszlnę osłuchowo jest w porządku, prawda?

piątek, 2 października 2015

Światowy Dzień Uśmiechu

W tygodniu, jak to mam w zwyczaju, postresowałem trochę moich rodziców. Katar, brak apetytu, rozdrażnienie, stany podgorączkowe.. I zgaduj zgadula - infekcja czy może zęby idą? W środę temat się już nam wyklarował. Jestem bogatszy o dwa nowe zęby. Funkiel nówki nie śmigane. Zanim jednak te moje dwójeczki ujrzały światło dzienne, mama zdążyła się wzbogacić o kilka siwych włosów i wezwać panią doktor na kontrolę.
Dziś jednak obchodzimy Światowy Dzień Uśmiechu. Nie może się więc obyć bez dobrych wieści. Jestem świeżo po wizycie kontrolnej we Wrocławiu. Morfologia całkiem przyzwoita (hemoglobina ciut poniżej normy, płytki w normie, granulocyty ciut poniżej normy, leukocyty w normie). Jako że ogólnie forma niezła, na resztę wyników mogę śmiało czekać w domu. Odstawili mi też jeden antybiotyk. I gdy już chciałem z radości tupać nóżkami, że jedno lekarstwo mniej, to pani doktor przepisała mi coś na poprawę apetytu. Bo waga moja stoi w miejscu jak zaczarowana. Pff.. Po prostu staram się być na czasie. Teraz w modzie jest figura FIT!
Tymczasem turlam się gdzie pieprz rośnie. Chyba będą bęcki. Mama zauważyła, że uciekłem ze strefy bezpiecznego turlania i zrzuciłem co się da z ławy. Nerka!