czwartek, 21 lipca 2016

Brawo ja!

Ludzie i ludziska JA CHODZĘ!


Kolejna kontrola we Wrocławiu za mną. Jak widać mam się świetnie. Za każdym razem boję się czy wszystko będzie w porządku i czy nikomu nie przyjdzie do głowy, by zostawić mnie na oddziale. Nie wyobrażam sobie już powrotu do szpitala, po prostu nie wyobrażam. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że wszystko może się zmienić w ciągu kilku godzin czy nawet minut.
Dzisiaj jednak wychodziłem sobie powrót do domu w wielkim stylu- na własnych nogach!

poniedziałek, 11 lipca 2016

Bin Laden

Wspominałem coś o problemach z aklimatyzacją? Zapomnijcie o tym. Polubiłem już swoje łóżeczko. Swój pokój. Nie straszne mi teraz przemieszczanie się z pokoju do pokoju.  Z uporem maniaka rozrzucam wszystkie zabawki. A chodzenie na dwóch nogach tak mi się spodobało, że co dzień bije rekordy w liczbie kroków zrobionych bez trzymanki. Jestem już swój chłop! Zauważyłem też, że mogę sporo zdziałać wrzaskiem, więc kilkanaście(dziesiąt?) razy dziennie uskuteczniam koncert. WRZASK i już herbatnik leci. WRZASK i już jestem na rękach. WRZASK i dostaję smoczek. WRZASK i prowadzają mnie za ręce po mieszkaniu. WRZASK i dostaję biszkopta. Niby rodzice próbują ignorować te moje wrzaski, ale uwierzcie, że trudno im dyskutować z takim natężeniem decybeli. Terroryzuję ich aż miło. Zupełnie jak zdrowe dziecko! A że morfologię mam bardzo przyzwoitą, to i siły do krzyku są niespożyte. Teraz regularnie muszę kontrolować swoją krew. Raz w tygodniu pobieranie krwi w domu i raz w tygodniu wizyta kontrolna we Wrocławiu. W związku z tym, że przed przeszczepem otrzymałem najlżejszą z możliwych megachemii, to teraz czeka mnie jakby jej uzupełnienie. Jeszcze trzy razy będę musiał się położyć na oddziale w celu zrobienia punkcji lędźwiowej z podaniem chemii dokanałowo. Do przeżycia. Apetyt jak zwykle nie za duży, ale komu się chce jeść w te upały? Za to nie znajdziecie drugiego dziecka, które tak chętnie przyjmowałoby całą artylerię lekarstw. Nie tylko nie grymaszę, ale gdy widzę strzykawkę, rzucam wszystko co robię i aż się trzęsę by je przyjąć. Cały ja. Terrorysta i lekoman.

czwartek, 7 lipca 2016

Wszędzie dobrze,ale w domu..

najlepiej..?
Tak, tak, tak! Od wczoraj jestem w domu! Juhuuuuuu! Niech mnie ktoś uszczypnie! Po 4 miesiącach i 17 długich dniach spędzonych w klinice WRÓCIŁEM. Oby już na dobre!
Pierwszy szok powoli mija, ale wciąż czuję się trochę zdezorientowany.. Nie powiem, te wszystkie zabawki są super. Możliwość buszowania po podłodze, to już w ogóle kosmos. Nie wspominając o obecności mamy, taty i siostrzyczki. Tak powinno być zawsze. Tylko.. Tylko.. Gdy przychodzi pora spania.. Ja tak trochę ten.. Czuje się tak jakoś.. Hmm.. Obco..? Ciężko mi zasnąć w "nowym" miejscu..  Przez ostatnie cztery miesiące moim domem był szpital. Dzień w dzień. Noc w noc. I nagle TRACH!  Wraca syn marnotrawny. Jest super. Tylko jakoś tak inaczej.. Po dłuższej chwili zabawy też zaczynam marudzić. Uspokajam się dopiero w łóżeczku. Tam się czuję bezpiecznie. To jest mój azyl.  Potrzebuję chyba jeszcze kilku dni na oswojenie się. Potem już buldożerem mnie stąd nie ruszycie!
Co by nie mówić, najważniejsze, że W DOMU!