niedziela, 27 grudnia 2015

"Rocznica"

Rok temu wszystko się zaczęło..















Wiem, nie ma co świętować.. Trudno jednak wymazać z pamięci dzień, w którym mój mały świat legł w gruzach. Nie potrafię uniknąć tych tragicznych wspomnień. Dzisiaj wracają wszystkie jak bumerang. Wszystkie moje wzloty i upadki. Wszystkie wyroki jakie przyszło mi usłyszeć.. I wszystkie moje małe i duże zwycięstwa.. 
Dziś wracają wspomnienia moich kolegów i koleżanek, którzy tak dzielnie walczyli, a tą walkę przegrali.. Oczy same się pocą..
To był piekielnie trudny rok dla mnie i mojej rodziny. Przeżyliśmy straszne rzeczy. 
Mam nadzieję,że mój dzisiejszy uśmiech chociaż troszkę im te cierpienia rekompensuje.
Żyję. Jestem tu. Jesteśmy razem. I to jest najważniejsze.

Przy tym ogromie nieszczęścia, spotkało mnie też w tym roku bardzo BARDZO dużo dobrego. Od samego początku wszyscy bardzo mnie wspieraliście. Każdy jak tylko potrafił. A i ile fantastycznych osób jeszcze po drodze poznałem! Szkoda tylko, że okoliczności nie mogły być bardziej sprzyjające..
Dziękuję za to, że byliście i że wciąż jesteście. 
Przynajmniej mam szczęście do ludzi:) 

Jeszcze sporo czasu upłynie nim moje życie wróci do normalności. Nim będzie można mówić o mnie per zdrowy. Jestem jednak na dobrej drodze do zdrowia. I nie mam zamiaru już z tej ścieżki zboczyć.

wtorek, 22 grudnia 2015

Zdrowych świąt!


Kochani, w tym wyjątkowym czasie, nie życzę Wam wiele. Niech te święta będą po prostu spokojne i  z d r o w e ! Abyście mogli je spędzić w domu, z najbliższymi. 

No chyba,ze ktoś preferuje Wyspy Kanaryjskie, to nikogo uszczęśliwiał na siłę nie będę..:)



Od tygodnia jestem w domu. Chociaż kupy nie chciały się uspokoić, to wszystkie wyniki okazały się prawidłowe. Lekarze naprawdę nie mieli się do czego przyczepić i musieli puścić mnie wolno. Z małym kredytem zaufania, dostałem upragniony wypis. W domu nastąpiło cudowne uzdrowienie. Ani śladu po biegunce. Dzisiejsza kontrolna morfologia pozwala mi wierzyć,ze te święta uda mi się spędzić w domu. Jeśli nienaganna postawa się utrzyma do Wrocławia zawitam dopiero w 2016 roku, czaicie? Nie martwcie się więc, gdy nie piszę.. Boję się kusić los. Zazwyczaj, gdy tylko następuje jako taka stabilizacja i chwalę się swą dobrą formą, to po kilku dniach znów niespodziewanie ląduje w klinice. Dlatego teraz dziób na kłódkę. Jeśli się nie odezwę w najbliższych dniach, to znaczy, że spędzam je w domu. Niechaj to będą radosne święta!

wtorek, 15 grudnia 2015

Bez broviaca i bez immunosupresji

No i nie wyszedłem.. Wymioty już się więcej nie pojawiły, za to kupa za kupa kupę pogania.. Zostałem w klinice do wyjaśnienia. Mój dobry nastrój nie był żadną okolicznością łagodząca. W poniedziałek pobrali mi znów hektolitry krwi i tonę wymazów ze wszystkiego. Dziś okazało sie, że w posiewie z moczu coś się hoduje.. Być może tylko próbka się zanieczyściła, ale aby to wykluczyć trzeba mnie było zacewnikować. Nie chcecie wiedzieć jak to boli.... Jeśli jednak wszystkie posiewy wyjdą ujemne,to jutro naprawdę mam szanse wrócić do domu. Ktoś przecież musi ubrać choinkę!   Kupy może tez wywoływać CellCept - lek immunosupresyjny, który przyjmuję zamiast cyklosporyny (bo ta była posądzona z kolei o wywoływanie drgawek u mnie..) Miedzy innymi dlatego lek ten odstawiliśmy. Od wczoraj więc nie biorę już żadnych leków immunosupresyjnych i wszyscy mają nadzieję,że mój organizm sam sobie poradzi. Gdy inni maja nadzieje, ja to po prostu wiem. Nie będzie już żadnych powikłań. Żadnych przeszczepów przeciwko gospodarzowi. Ja po prostu miałem po dziurki w nosie i broviaka, i immunosupresji, więc postanowiłem przyspieszyć proces eliminacji wrogów. Nabrałem Was! Ten pobyt w szpitalu był z góry zaplanowany! Może nie przez lekarzy czy rodziców..ale przeze mnie i owszem. Niech sobie mówią i myślą co chcą..To już postanowione. Zaczynam nowy etap w moim życiu. Ten szczęśliwy.

niedziela, 13 grudnia 2015

A niech to..

Piątkowe wyciągnięcie browiaka obylo się bez komplikacji. Na blok operacyjny zabrali mnie przed 8,wiec nawet nie zdążyłem odczuc glodu. Trzy godziny później byłem już z mamą. Bez zbędnego balastu. Bez browiaka. Nie wiem czy to skutek znieczulenia ogolnego czy tez podanych mi później immunoglobulin, ale przez caly dzień byłem osowialy. W sobote wróciłem do żywych. Gdyby nie był to weekend, pewnie juz dawno byłbym w domu. Gdybym był w domu, pewnie wszystko byłoby w porządku. Gdyby... Gdyby babcia miala wąsy, to by dziadkiem byla..
Tymczasem jestem w klinice.. Są nadliczbowe kupy i nieprzewidziane wymioty. I chociaz swym pogodnym nastrojem próbowałem udobruchac mamę, to dziesiąta kupa wszystko zaprzepascila. Ma niedyspozycja została zgloszona "wyżej". Leżę teraz podłączony pod kroplowke nawadniająca i zaklinam rzeczywistosc. Co by sie nie dzialo, wyjdę jutro do domu.. Wyjdę jutro do domu.. Wyjdę do domu.. Wyjde do domu..i juz!

czwartek, 10 grudnia 2015

Broviac kaputt.

Sa takie dni,kiedy na blogu cisza jak makiem zasial. Najczęściej są to dni,kiedy oddaję sie blogiemu lenistwu i tylko mrucze z zadowolenia. Ostatnim razem jak sie pochwalilem,że nudy, to wyladowalem na oitd. Lekcje odebrałem, teraz trzymam buzie na kłódkę. Mimo wszystko,gdy ktoś zapytal jak sie mam,to mówiłem prawdę. Przeciez nie wolno kłamać. I mam za swoje.
Dziś kolejny raz wyruszyliśmy na podbój Wroclawia. Tydzień temu uwinelismy sie raz dwa, wiec i teraz liczyliśmy na powtórkę. Jednak juz na "dzien dobry" bylo nie tak jak trzeba. Jeszcze nie wszedlem do gabinetu lekarskiego,a już pani doktor powiedziala,ze trzeba bedzie mi przetoczyc immunoglobuliny. Ze co? Ze jak? Ze mi? Trudno. Jakos przezyje te kilka godzin dluzej w klinice.. Nie zdążyłem jeszcze dobrze przetrawić tej informacji,gdy okazalo sie,ze browiak znów odmówił posłuszeństwa. Pff. Dwa tygodnie temu tez sie przytkal i jakos sie odetkal. Co to dla nas.
Nie tym razem.
Browiak kaputt.
Zaniemogl na amen.
Skutek tego jest taki,że ja i moje przytkane wklucie wylądowaliśmy na oddziale poprzeszczepowym. Moze powinienem zmienic nazwe bloga z wiktorzwyciezca na wiktorpodroznik?  Albo wiktor-nieznaszdniaanigodziny? W każdym razie plan jest taki,że jutro wyciągamy browiaka i jeśli nic sie nie zadzieje,to może w poniedziałek wyjdę do domu. Może. A mialem takie plany na weekend!
Póki co trzeba mi bylo założyć wenflon. Na sama myśl o jego założeniu narobilem w majty. Przerabialem to już nie raz i nie dwa. X prób naklucia mnie w Y miejsc. Kupa bolu i jeszcze wiecej krzyku. Teraz więc zacząłem się drzec ledwo wyladowalem na krzeselku w zabiegowce. Tak profilaktycznie.
I jakze sie milo zaskoczylem! Nie powiem,zeby to bylo przyjemne,ale trafilem na aniola! Aniola,ktory zalozyl mi wenflon przy pierwszym podejsciu! Myslalem,ze tą panią pielęgniarkę ozloce! Podwyżki dla pielegniarek! Podwyżki dla pielęgniarek! Zwlaszcza dla TAKICH pielegniarek!
Leżę więc w mojej nowej wypasionej sali (takiej ładnej jak w filmach,naprawde!) i mysle sobie, ze może nie ma tego złego? Wyciągna mi centralne wklucie i teraz po prostu już wszystko musi byc dobrze! Po prostu MUSI.

PS. Jeszcze raz bardzo, ale to b a r d z o dziekuje mojej cudownej, bliższej i dalszej rodzince, za wszystko co dla mnie robicie! Po prostu brak mi słów.. Jak fajnie, ze Was mam!

czwartek, 3 grudnia 2015

Mikropadaczka

Jestem po wizycie u neurologa. Nie czuję się specjalnie oświecony i mądrzejszy niż przed wizytą. W zapisie eeg tylko jeden, krótki fragment jest o charakterze napadowym. Być może to zasługa tego, że jestem na lekach przeciwpadaczkowych. Tak czy siak przewidywany okres leczenia będzie najprawdopodobniej skrócony do 3 lat. Kontrolne eeg za 7 miesięcy. Dostałem piękny opis badania, ale niewiele z tego wszystkiego rozumiem. Przyjmijmy więc, że mam małą padaczkę. Taką tyci tyci. I po trzech latach słuch o niej zaginie. Przede mną jeszcze jedna wizyta u innego specjalisty. Póki co coraz lepiej sobie radzę fizycznie. Ostatnio nawet uciekłem z basenu! Ha! Rodzice, miejcie się na baczności! Pani rehabilitantka uznała też, że możemy ograniczyć nasze spotkania do dwóch,trzech razy w tygodniu. To o czymś świadczy!

Jutro znów kierunek Wrocław. Na samą myśl już mnie skręca. I wcale nie drżę o moje wyniki. Wiem przecież, że czuję się dobrze, więc to musi znaleźć swoje odzwierciedlenie w badaniach krwi. Przeraża mnie natomiast fakt, ile czasu będę musiał tam spędzić. Zewsząd docierają do mnie informacje, że organizacyjnie wciąż katastrofa. A nuż w poradni przeszczepowej idzie to trochę szybciej?