poniedziałek, 29 stycznia 2018

Limit nieszczęść nie istnieje..

Ból. Poczucie niesprawiedliwości. Strach. Niemoc.
Kompletna niemoc.
Brakuje słów, by wyrazić z jakimi emocjami walczę od kilku dni..
Białaczka, wznowa białaczki.. Nadzieja na "normalne" życie.
I gdy człowiek powoli zaczyna wierzyć, że tym razem się udało.. W jego życiu znów wybucha bomba.  Ileż może znieść jeden człowiek???


Olek. Mój szpitalny kolega zza ściany. Przeszło rok temu prosiłem Was o wsparcie dla Olka, ponieważ potrzebował niezmiernie drogiego leku, by żyć. Żaden dostępny w Polsce lek nie potrafił powstrzymać białaczki. Udało się. Po terapii sprowadzonym lekiem komórki białaczkowe zniknęły. By podtrzymać remisję choroby konieczny był także przeszczep szpiku. Te otrzymał od swojego młodszego brata Igorka. Leczenie było bardzo trudne, ale powoli wszystko zaczynało się układać. Minął rok od przeszczepu.
I nagle jak grom z jasnego nieba.. kolejny wyrok.. KOLEJNA WZNOWA.
Poprzednie leczenie powstrzymało nowotwór tylko na chwilę.
Olek potrzebuje terapii lekiem Blincyto, dostępnym tylko w USA.
Koszt sprowadzenia leku wynosi ponad 700 tysięcy złotych!
A czas ucieka.. Z każdym dniem komórki nowotworowe mogą się namnażać..



Czasem wydaje nam się "co ja mogę?", "nie zarabiam przecież kroci..", "10 złotych nic nie mieni.."
A właśnie, że zmieni!
Przy poprzedniej zbiórce przekonałem się jak wielką moc potrafią mieć niewielkie gesty.
Może i tym razem, te kilka słów sprawi, że kosztowne leczenie będzie możliwe.

Proszę, pomóżcie Olusiowi...

Wpłat na leczenie Olka można dokonywać tutaj:

https://www.siepomaga.pl/ratunekdlaolka

lub wykonując tradycyjny przelew:

Odbiorca
Fundacja Siepomaga
ul. Za Bramką 1
61-842 Poznań

Numer w Alior Banku
65 1060 0076 0000 3380 0013 1425
IBAN: PL SWIFT: ALBPPLPW

Tytułem 8984 Aleksander Biliński darowizna 


Można także dołożyć swój grosik

Wysyłając SMS
Na numer 72365
Treść S8984



Sprawmy, by Oluś znów mógł spędzić czas tak, jak powinien go spędzać dziewięciolatek...

środa, 24 stycznia 2018

Kulisy

Zabierałem się do napisania tego posta jak pies do jeża. Kilkukrotnie zaczynałem i nie kończyłem, a gdy w końcu znalazłem chwilę (i chęć), by postawić kropkę nad "i", okazywało się, że jestem już w zupełnie innym miejscu czy nastroju.. I jak teraz wybrnąć z tych, w zasadzie, rocznych zaległości?
Rok 2017 był chyba dla mnie rokiem najszczęśliwszym. 
Minęło już półtora roku od drugiego przeszczepu i coraz rzadziej muszę jeździć na kontrole do Wrocławia. W końcu poczułem się we własnym domu mieszkańcem, a nie gościem. Wprawdzie zaliczyłem kilka nieprzewidzianych pobytów w szpitalu, ale w porównaniu do lat poprzednich nie mogę narzekać. Ba, od września poszedłem do przedszkola! Wyjątkowego przedszkola, dla wyjątkowych dzieci:)
Czy więc nasze życie wróciło w końcu do normy? Ano nie..
Ten rok chyba najbardziej nam uświadomił, że nasze życie będzie się już zawsze różniło od żywota przeciętnej polskiej rodziny. Staramy się jak możemy żyć "normalnie". Rodzice chodzą do pracy, Hania do szkoły, a ja do przedszkola. Robimy zakupy. Wychodzimy na spacery. Spotykamy się najbliższymi. Uśmiechamy się.
Jednocześnie próbujemy nie zwariować, gdy wyniki kontrolnej morfologii są niepokojące.. Tematy trudne obśmiewamy. Staramy się ogarniać te wszystkie wizyty lekarskie, pobrania krwi bez większego uszczerbku dla tzw. życia rodzinnego. A lista koniecznych konsultacji zdaje się nie mieć końca. Gdy "odhaczę" kontrolę onkologiczną, neurologiczną,  kardiologiczną, okulistyczną, endokrynologiczną i myślę, że mam spokój na jakiś czas, okazuje się, że muszę się udać jeszcze do stomatologa czy innego urologa. I tak w kółko. Nie wspominając o tym, że szybko łapię infekcje, co generuje x kolejnych, nieplanowanych wizyt u pediatry. Nieplanowane choróbsko powoduje konieczność przekładania planowanych wizyt lekarskich itd.itp.
Wciąż nie wszyscy wiedzą, że przeszczep szpiku nie działa jak magiczna różdżka. My, onkopacjenci już zawsze będziemy się borykać z pewnymi problemami. Jedni z większymi, inni z mniejszymi. Moja historia jest dość ekstremalna, więc i "spadek po białaczce" jest większy. Wieczny lęk przed wznową, zaburzenia odżywiania, padaczka czy niepełnosprawność intelektualna, to tylko część bagażu, który muszę dźwigać na co dzień. Czas pokaże z czym uda mi się uporać, a z czym będę musiał nauczyć się żyć
Chciałbym, żebyście wiedzieli, że dzięki Wam ten "bagaż" jest lżejszy. Wszelkie dodatkowe zajęcia wspierające mój rozwój, wizyty prywatne czy leki wciąż są refinansowane ze środków zgromadzonych z 1% podatku na moim subkoncie fundacji.  I chociaż walka o moją przyszłość toczy się teraz bardziej za kulisami, wiedzcie, że Wasze dobre serca cały czas procentują:)
Jak widać na załączonym obrazku, ze mną nie można narzekać na nudę ;)