wtorek, 12 stycznia 2016

NeuroNowości

Za mną kolejna wizyta u kolejnego neurologa. Dla odmiany była to wizyta stosunkowo przyjemna, a z pewnością długa i satysfakcjonująca. Przyjemna dlatego, że przez jakieś pół godziny zostałem puszczony wolno pośród zabawek i najzwyczajniej w świecie robiłem co chciałem. W tym czasie pani doktor czytała najważniejsze wypisy z kliniki, analizowała wyniki moich badań i przepytywała moją mamę wzdłuż i wszerz. Jak Polska długa i szeroka. Jednocześnie, co raz zerkała na mnie, by zaobserwować jak się zachowuję. Niestety, gdy pani doktor uznała, że zna moją historię wystarczająco, wzięła w obroty i mnie. Uwierzcie, to już do najprzyjemniejszych nie należało. Stukanie, pukanie, obracanie, w prawo, w lewo, do góry, w dół, tam i siam. No litości..
Nie mniej jednak, jeszcze żaden neurolog nie poświęcił mi tyle czasu i uwagi. Żaden poprzednik nie wgłębiał się tak w moją przeszłość i nikt nie zadał tryliona pytań na mój temat. Nie trzeba było jej ciągnąć za język i "wyszarpywać" informacji, jak dotychczas wspominam moje spotkania ze specjalistami neurologii dziecięcej. Wiele rzeczy już wiedzieliśmy i pani doktor nas tylko w tym utwierdziła. Inne okazały się nowością. Podczas wizyty obecna była także moja pani rehabilitantka. Fachowe wskazówki nt. rehabilitacji otrzymała ona, inne bardziej "codzienne" moja mama. Przede mną sporo pracy i w zasadzie nie ma co się z tego cieszyć, ale przynajmniej jesteśmy już ukierunkowani w jakiś sposób. Pani doktor stwierdziła, że widać po moim zachowaniu, iż nie czytałem opisu swojego rezonansu głowy, bo nic sobie z tego nie robię. Uważam to za spory komplement. Na tapetę wzięliśmy też moją rączkę i epilepsję. Muszę teraz tą cała zdobytą wiedzę przetrawić i poukładać.
Reasumując, jestem poniekąd takim człowiekiem zagadką. Wyniki sobie,a ja sobie. Nie wiadomo też czy po prostu jestem kilka miesięcy "w plecy" i wszystko nadrobię czy skutki intensywnego leczenia będą się za mną ciągnęły przez całe życie. Niezależnie od tego, wczesne wprowadzenie terapii i odpowiednich stymulacji, daje mi szansę na wyrównanie zaburzonego rozwoju psychoruchowego. Na początek czeka mnie diagnostyka monachijska. Jeszcze nie wiem z czym to się je, ale wujek google na pewno mi wszystko wyjaśni.
Skoro już przyszło mi zmierzyć się w życiu z białaczką i jej powikłaniami, i do tych lekarzy chodzić muszę, życzcie mi, abym po drodze spotykał takich właśnie specjalistów jak dzisiaj.

3 komentarze:

  1. Monachijska Funkcjonalna Diagnostyka Rozwojowa to nic strasznego - dopiero będziesz miał pole do popisu w zabawie :) Trzymam cały czas kciuki za Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężka i systematyczna praca na pewno da zadowalające efekty i na pewno dogonisz a nawet przegonisz niejednego kolegę :)
    Tak trzymaj Wiktorku :)
    Ciocia Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiktorku życzę Ci dużo siły i cierpliwości a przede wszystkim zdrowia ☺Jesteś siny i odważny nadrobisz 'straty'��

    OdpowiedzUsuń