wtorek, 29 listopada 2016

"Jutro znowu gonić,biec,latać ponad. Ile sił mam krzyczę–TO JA!"

Kolejna kontrola we wrocławskiej przeszczepowni za mną. Byłem tam wprawdzie w zeszłym tygodniu, ale dopiero dziś znam resztę wyników. Wolałem nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Tym bardziej, że trochę napędziłem wszystkim stracha w tym miesiącu. Ledwo żyłem, głos prawie straciłem i przestałem zupełnie jeść. Opamiętałem się w ostatniej chwili, gdy usłyszałem rozważania rodziców czy aby nie jechać do kliniki. Chcąc nie chcąc, trza było się pozbierać do kupy. (Kupy swoją drogą też zaczęły być nieciekawe) Waga (i mięśnie!), na którą pracowałem tygodniami, poleciała w kilka dni. Wszystko to odbiło się trochę rozjechaną morfologią. Po przebytej infekcji trudno było się jednak spodziewać czegoś innego. Pozostałe wyniki (w tym najważniejszy - chimeryzm) całkiem w porządku. Narobiłem hałasu i mogłem wracać do domu. A tu to dopiero sobie mogę poużywać! Odkąd odkryłem chodzenie, praktycznie przestałem raczkować. Odkąd odkryłem bieganie, dopiero się zaczęła jazda bez trzymanki! Biegam, broję, rozrzucam, otwieram szafki, a wszyscy tak chodzą i po mnie sprzątają. Przez caaaaaałyyyyyy dzień. Od rana do wieczora. Normalnie tańczą jak im zagram. Wyznaję bowiem filozofię: "brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko" i staram się też dostosować do siebie najbliższe otoczenie. Na nic zdają się prośby i groźby. Widzę czasem to bezsilne kręcenie głową. Wzrok wołający "l i t o ś c i!" Wystarczy jednak uśmiech numer 3 (uśmiechy nr 1, 2 i 5 też zdają egzamin;) ) i wszystkie grzeszki są mi odpuszczone.  Wiem, że z jednej strony "n i e  m a j ą  j u ż  d o  m n i e  s i ł", a z drugiej... ten widok ich  tak  BARDZO  cieszy. Jeszcze kilka miesięcy temu marzyli o tym, bym tak zwyczajnie broił.
No to broję!

1 komentarz: