czwartek, 26 marca 2015

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Wybaczcie, że nie piszę. Żal mi każdej sekundy. Wiecie, jak tak człowiek sobie zachoruje, wszystko mu się przewartościowuje. Zaczyna doceniać czas. Cieszą nawet małe rzeczy, małe sukcesy. Kto przy zdrowych zmysłach cieszy się, że może jeść? Ruszać ręką? Czy po prostu oddychać? Człowiek przyjmuje to za oczywistą oczywistość i nawet się nad tym nie zastanawia. Trzy miesiące temu największym problemem było to, że mama nie chce wziąć na ręce i trzeba było wymuszać płaczem. Pobyt w szpitalu wszystko zmienił. Płaczę już tylko wtedy, gdy naprawdę mi źle, jestem głodny czy śpiący. Jakkolwiek to brzmi w ustach niemowlaka - dojrzałem.
Powrót do domu, to wielka rzecz. Nareszcie jesteśmy wszyscy razem. Hania przez mnie nie może chodzić do przedszkola, ale nie wygląda na na nieszczęśliwą z tego powodu. Musimy się sobą nacieszyć. Ona tez jakby wydoroślała przez te kilkadziesiąt dni. Zadaje dużo pytań. Często trudnych. Dotyczących mojej choroby, umierania, naszej przyszłości, zwiększonej higieny.. Mądra z niej dziewczynka. Jestem dumny, że mam taką siostrę. Tylko mama dwoi się i troi jak jej odpowiedzieć. Lubię, gdy jesteśmy wszyscy razem.
Jeśli będę się spisywał, to przez najbliższe 5 tygodni będę spał w domku, a do Wrocławia będę dojeżdżał tylko na chemię, punkcje i niektóre konsultacje. Jeśli zagorączkuję- mam przekichane, jeśli będę miał złą morfologię - jadę na toczenie. Staram się więc jak mogę by tylko nie wrócić do kliniki i póki co mi się to udaje. Tfu tfu tfu. Nie zapeszając.
Nie myślcie jednak sobie, że w Głogowie tylko się obijam. Rehabiltacje, masowanie rączki, pobieranie krwi, konsultacje, chemia w tabletkach, inne lekarstwa. Lekarze zadbali o to bym się tu nie nudził i wszyscy mieli zajęcie. Ale wszystko dzieje się w domu. I to najważniejsze.
Dzisiaj ostatni dzień sielanki. Od jutra do wtorku codziennie muszę dojechać na chemioterapię. Szkoda, że nie mieszkamy bliżej. Tyle czasu zmarnowanego na dojazdy. Co zrobić. Jak mus to mus. Na razie nie wiem jak często później będę musiał jeździć. Pani doktor nie wybiegała  do przodu z rozpiską dalej niż tydzień. Nie jest chyba taką optymistką jak ja. Ja nie planuję wywijać żadnych numerów. Miałem już swoje 5 minut. Wykorzystam każdy darowany mi w domu dzień!
Tymczasem uciekam. Muszę wziąć poranne lekarstwa, by (jak tylko obudzi się moja siostrzyczka) od razu być gotowym do zabawy!

6 komentarzy:

  1. Super Wiktorku:-)Bądz dzielny i pozdrów swoją rewelacyjną rodzinke:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty poprostu jesteś SUPERMENEM.W swoim domciu przy kochanej rodzince szybciej wrócisz do zdrowia:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. BRAWOOOOOOOOO!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogromnie się cieszę mały bohaterze :) Ciocia Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. I my nieznajomi ze Wschowy też bardzo się cieszymy że w wreszcie pozwolili Wam wrócić do domu trzymajcie się ciepło i zdrowo całuski pa ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Nieśmiała radość cichutko wlewa.się w nasze serca, a wzruszenie odejmuje mowę. Ciesz się Wiktorku, że jesteś w domu, tak blisko kochających cię osób;)

    OdpowiedzUsuń