piątek, 14 sierpnia 2015

Dzień jak codzień

Czwartkowa wizyta kontrolna ani mnie specjalnie nie zaskoczyła, ani nie wniosła nic nowego w moje życie. W moim organizmie pojawiła się wprawdzie nowa bakteria - clocae, ale ładna morfologia uratowała mnie przed położeniem na oddziale. Bakteria ta (jak chyba wszystkie które do tej pory złapałem) jest wredna, odporna na większość antybiotyków i leczy się ją wyłącznie w warunkach szpitalnych wlewkami dożylnymi. Gdyby nie spora ilość granulocytów leżałbym tam teraz i kwiczał. Ma się jednak tego farta,więc jestem w domu i nie zmienia się nic. W razie pojawienia się biegunki/gorączki - wracamy do kliniki i interweniujemy. Zapewniam więc wszem i wobec, że nie przewiduję takich atrakcji. Osłuchowo też w zasadzie bez zmian. Jednego dnia lepiej, a drugiego wracamy do punktu wyjścia. Staram się bardzo, ale nie potrafię porządnie odkaszlnąć. Wszystko więc mi się tam zbiera i charczy. Trzeci tydzień się to już tak za mną ciągnie. Niefajnie. Płucka wprawdzie czyste, ale jeśli nic się nie zmieni trzeba będzie zrobić tomografię. Pan doktor powiedział, że  taka tomografia to tak jakby zrobić mi 150 zdjęć rentgenowskich. Lepiej więc żebym brał się w garść. Łatwo im mówić.
Wyników choroby resztkowej wciąż nie ma i ze względu na sezon ogórkowy pewnie prędko nie będzie. Relaksuję się więc w domu i czekam. Aż bakteria sobie pójdzie a kysz. Aż kaszel w końcu ustąpi. Aż przyjdą wyniki choroby resztkowej. Nie myślcie sobie jednak, że próżnuję w tym czasie! Produkcja się powolutku rozkręca. Płytek mam 160 tysięcy, hemoglobina urosła do 9,9, a granulocytów już ponad 3 tysiące. I to tylko i wyłącznie MOJA zasługa!

1 komentarz: