wtorek, 24 lutego 2015

Się działo

Dużo się działo ostatnio. Ktoś twierdził, że drenaż dobrze założony. Ktoś inny, że drenaż źle założony. Ktoś powiedział, że na płucku jest ropień. Ktoś inny, że zmiana na płucku to torbiel. Ktoś stwierdził, że rączka ładnie się goi i w poniedziałek zszywamy. Ktoś inny, że rączka się ładnie goi, ale rana musi pozostać wciąż otwarta. Ktoś. Coś. Gdzieś. Kiedyś. Nie wiedziałem kto, nie wiedziałem co, nie wiedziałem gdzie. Wiedziałem kiedy. Wszystko miało się rozjaśnić w poniedziałek po porannej burzy mózgów. Najbardziej się bałem nie tego co postanowią lekarze, ale że dalej będę tkwił w miejscu, bo nie postawią nic.
I nareszcie ten poniedziałek nastał.
Po wspólnych konsultacjach lekarze podjęli decyzję o wykonaniu torakotomii.  Od rana siedziałem (a właściwie leżałem) jak na szpilkach. Profesor P. (zwany dalej Gwiazdorem) przed operacją miał przyjść opowiedzieć o możliwych powikłaniach pooperacyjnych i ryzyku. Anestezjolodzy nie chcieli nawet by mama podpisała zgodę na przeprowadzenie operacji przed przyjściem Gwiazdora. Operacja jest zbyt poważna, a o wszystkim co może wyniknąć wskutek zabiegu, powinien opowiedzieć chirurg, który się tego podejmuje. Logiczne. Nie bez znaczenia pewnie był fakt trafionego/nietrafionego (niewłaściwe skreślić) drenażu, za który oczami świecili anestezjolodzy, mimo że to nie ich "broszka". Atmosfera ogólnie rzecz biorąc zrobiła się dość gęsta, a Gwiazdor w końcu się nie pojawił. Operacji się podjął doktor R. No cóż. Gwiazdor najwidoczniej miał ważniejsze sprawy. Ja tam się z tego ucieszyłem. Niech sobie wszyscy mówią o Gwiazdorze, że ma złote ręce i w ogóle co to nie on. Ja sobie zdążyłem wyrobić zgoła odmienne zdanie o tym człowieku.
Doktor R. poinformował, iż planuje wyciąć cały górny płat prawego płuca, jednak dopiero gdy mnie "otworzą" okaże się czy to wystarczy. W trakcie operacji może wystąpić niebezpieczny krwotok, operacja może się skończyć usunięciem całego prawego płuca, w moim stanie operacja może się skończyć również śmiercią.. Słucham i słucham i myślę sobie "Gościu, czy ty nie widzisz co tu jest napisane nad moim łóżeczkiem? >>Jestem Wiktor Zwycięzca<< Kto da radę jak nie ja?"

I pojechałem na blok operacyjny... (W końcu jakaś akcja!)

Krwotok był, a i owszem. Sytuacja ponoć wyglądała w pewnym momencie dość dramatycznie, jednak krew do przetoczenia była w pogotowiu, a anestezjolog trzymał rękę na pulsie bym to wszystko jakoś zniósł.

Operacja trwała dwie godziny. Czas odczuwalny - sto lat.

Doktor R. spisał się na medal. Wykonał zabieg oszczędzający mój górny płat i wyciął tylko chory segment, gdzie znajdował się ropień. Albo torbiel. Cokolwiek to było grunt, że zniknęło ze mnie na zawsze.  JUPIJAJEJ!!! Od początku wiedziałem, że jestem w dobrych rękach! Doktor zszedł uspokoić mamę i babcię, a inni chirurdzy zajęli się jeszcze czyszczeniem rączki i założyli mi nowe wkłucie szyjne. Kolejne półtorej godziny zeszło zanim zwieźli mnie z powrotem. Mój stary przyjaciel - oscylator wrócił do łask. Lekarze uspokoili, że oddechowo radzę sobie dobrze, natomiast oscylator ma teraz za zadanie nie leczyć, a oszczędzać moje płuca zanim dojdą do siebie po zabiegu. Nie możemy skaszanić tego, co udało się zrobić chirurgom. Nie skaszanimy. Daję słowo. Rączka wciąż otwarta, ale powoli do przodu. Rana ziarninuje (cokolwiek to znaczy), więc chyba będą jeszcze ze mnie ludzie.
AaaAAAaa..
To był dłuuuugi dzień.

Jak się czuję dzisiaj? Całkiem w porzo. Nie wiem o co im chodzi, ale od rana próbują mnie uśpić. Swoje już się naspałem, nie sądzicie?  Rozglądam się dokoła i wiercę. Wcześniej, mimo że nie spałem, to patrzyłem nieco przyćpanym wzrokiem. Dzisiaj oczy jak pięć złotych.
O! Dr Grubcio! Grubcio wygląda na zadowolonego z operacji, więc jak Grubcio zadowolony, to i ja oddycham z ulgą. Oddycham, ale wciąż nie śpię. Dormicum zwiększone, Fentanyl zwiększony, a ja nic. Dostaję jakiś trzeci lek sedacyjny,a ja nadal rozglądam się z zaciekawieniem. Dostaję "z ręki" usypiającego bonusa i zasypiam. Na 5 minut. Żałujcie, że nie widzicie ich min! Ci dorośli, to jednak śmieszni są. Spanie to przecież marnotrawstwo czasu. Muszę cieszyć się chwilą. Tyle mnie ominęło!
Po kolejnych kombinacjach około nasennych i zerowej reakcji z mojej strony słyszę: "Ładnie żeście sobie państwo syna wychowali;)". Moja pierwsza w życiu bura! A właściwie mamy. To przecież do niej było. Dostaję dożylnie "wiadra" leków, po których dorosły, zdrowy chłop spałby tydzień, a mnie to nawet nie rusza. Z jednej strony wywołuję rozbawienie połączone z niedowierzaniem, z drugiej strony to średnio zabawne. Przecież sen to zdrowie. Jestem zaintubowany, miałem poważną operację, ręka pocięta, powinienem być w śpiączce farmakologicznej.
Wiele rzeczy powinienem. Tylko co ja poradzę, że urodziłem się wyjątkowy?

9 komentarzy:

  1. Cudne wieści! Martwiłam się o Ciebie dzielny dzidziusiu, ale widać niepotrzebnie :) Walcz dalej i pokaż im wszystkim, że bez kawałka rączki i płuca też dajesz świetnie radę - to się naprawi później! Dużo ciepłych myśli dla Ciebie i Twoich bliskich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jupiiiiijaj! do przodu dzielny Wiktorku! Jestem z Ciebie taka dumna :*

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER Wiktorku :)mega się cieszę, że wszystko idzie w dobrym kierunku :) w końcu jesteś Wiktor Zwycięzca !!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super Wiktorku jesteś dzielnym i silnym facetem. Życze szczęścia i powodzenia :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też się martwię o Ciebie dzielny chlopczyku. Myślami jestem z Tobą codziennie:-)wierzę że wszystko będzie dobrze- musi!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiktorku... każdym kroczkiem jaki robisz w walce o wyzdrowienie potwierdzasz że jesteś wyjątkowy (a i rodziców też musisz mieć wyjątkowych)... Czekamy z niecierpliwością na kolejne wiadomości od Ciebie. Pamiętaj jako Wiktor ZWYCIĘZCA masz tylko jedno możliwość..... ;-) Trzymamy za Ciebie kciuki i w dalszym ciągu życzymy Szczęścia.....

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś wyjątkowy i cudowny Wiktorku niech Cię Szczęście nie opuszcza

    OdpowiedzUsuń
  8. Może to jest ten ważny moment, od którego zacznie się poprawa. Wszyscy tego pragną. Dreptaj Wiktorku, dreptaj z pomocą lekarzy w stronę zdrowia. Choć jest to ścieżka stroma, pełna niebezpieczeństw i nieznanych przeszkód, ale dasz radę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudnie, same wspaniałe wieści w tym lutym czytam, ahh kamień z serca, uściski Wiktorku, będę modlić się za ciebie i twoja rodzinę dalej, to działa :)

    OdpowiedzUsuń